środa, 15 października 2014

Mateusz Sacharewicz: "Może być pięć setów jeśli mamy wygrać"

W sobotę warszawski AZS zainaugurował sezon w Arenie Ursynów. Po raz kolejny nie obyło się bez tie-breaka, którego wygrali gospodarze. - Widać było, że jesteśmy spięci - mówił w rozmowie ze mną Mateusz Sacharewicz.

Fot: Paweł Kołakowski

anett: Gratuluję tego wymęczonego zwycięstwa i proszę o ocenę spotkania.
Mateusz Sacharewicz:
Start w naszym wykonaniu był fatalny, natomiast finisz całkiem przyjemy. Nie układało nam się i nie ma co ukrywać, że nie był to mecz taki jaki byśmy chcieli. Troszeczkę nam to wszystko uciekało. Było nerwowo. Była to inauguracja u siebie, w Warszawie i widać było, że jesteśmy spięci. W końcu to puściło, zaczęliśmy się bawić, cieszyć i wynik jest jaki jest.

Za te ostatnie piłki to dla ciebie jakaś nagroda się chyba należy.
Gdzieś tam w głowach mieliśmy ułożoną taktykę i jak widać, w końcówce przyniosło to efekt. Może nie do końca czytaliśmy grę przeciwnika, aczkolwiek w końcu rozgrywający wystawiali tam gdzie chcieliśmy, my tylko skoczyliśmy, oni w nas trafili (śmiech). Fajnie, super.

A propos taktyki. Czy trener Bednaruk miał w zamiarze taką rotację składem?
Mamy taki zespół, że nie mamy gwiazd, czy wielkich indywidualności, bądź osób, które są nie do zdjęcia. Ciężko trenujemy cały tydzień po to, żeby się pokazać i wyjść. Sezon jest długi, więc każdy dostanie swoją szansę. Każdy trenuje po to, żeby grać, a trener o tym wie. On wie również kto jest w jakiej formie i wykorzystuje wszystkich zawodników. Moim zdaniem to jest super sprawa, że  jest dwunastu gości, którzy mogą wyjść na boisko i zagrać.

Macie dziesięć setów w nogach, a w środę gracie kolejny mecz. Nie obawiacie się o swoją formę?
Absolutnie! Po to trenowaliśmy dwa miesiące. W środę może być pięć setów jeśli mamy wygrać.

A co sądzicie o ekipie z Częstochowy, z którą zmierzycie się za kilka dni.
Cóż... To jest zespół, który można określić jako taki, który jest w naszym zasięgu. My się jednak nie napalamy. Cieszymy się ze zwycięstwa z Effectorem, ale zapominamy o tym co było i dalej trenujemy i skupiamy się na Częstochowie. Jest to zespół, z którym tak jak powiedziałem możemy wygrać, ale nie musimy. Trzeba po prostu zagrać tak jak graliśmy z Kielcami w końcówce czwartego seta i piątej partii i o wynik będę spokojny.

Mógłbyś skomentować decyzję o powiększeniu ligi? Czy Twoim zdaniem poszło to w dobrą stronę?
Pewnie! Dla mnie jest fantastyczna sprawa. Jest więcej zespołów, więcej miejsc pracy, więcej grania. Nic, tylko się cieszyć. Nie widzę tutaj minusów.

Tak się stało, że w naszej lidze gra obecnie wielu, świeżo upieczonych Mistrzów Świata. Czy to świadczy o atrakcyjności PlusLigi? Jak myślisz?
Myślę, że to jest wartość dodatnia, większy prestiż. Myślę, że PlusLiga od dawna wysoko stoi w rankingach, jest ceniona i poziom jest tutaj bardzo wysoki. Do tej pory grałem z chłopakami, którzy mieli swoje epizody za granicą, czy też z innych krajów. Oni powiedzieli, że Polska to jest kraj, w którym chce się grać i czuję się tutaj, że siatkówka to nie jest hobby, tylko coś więcej.

Owszem. Kibice też robią swoje.
Właśnie! Bez kibiców nie miałoby to sensu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz