poniedziałek, 8 lipca 2013

Czy Spodek nadal jest najlepszy?

Spodek jest Mekką polskiej siatkówki. W tym roku również miał okazję gościć "pielgrzymów" z całej polski, którzy wspierali biało-czerwonych podczas Ligi Światowej. Tym razem zabrakło kibicom wytrwałości... Z jakiego powodu? Odpowiedź na to pytanie przeczytają Państwo poniżej.

Od rana po ulicach Katowic krążyli fanatycy polskich siatkarzy. Można ich było spotkać na dworcach, w restauracjach, przy hali, a także w każdym zakątku śląskiego miasta. Jedni przejechali kilka kilometrów, a inni musieli pokonać znacznie dłuższy dystans. Wszystko po to, by zobaczyć drużynę Andrei Anastasiego, by ich wspierać i dopingować. Postanowiłam przeanalizować sytuację na trybunach i muszę stwierdzić, że forma Spodka spada...

Przed meczem ze Stanami Zjednoczonymi zdesperowani kibice poszukujący wejściówek na to spotkanie postanowili wykupić miejsca stojące by zobaczyć ten pojedynek. Z minuty na minutę przybywało siatkarskich fanów. Ludzie zgromadzeni w Spodku stworzyli jedną wielką rodzinę. Niemal wszyscy poznali swoich "sąsiadów" i wspólnie bawili się na trybunach. 


Spodek, Fot: anett
Początek był wymarzony... Kibice zaczęli od odśpiewania trzech ważnych dla siatkarskiej społeczności utworów, a mianowicie "Kołysanka dla nieznajomej" zespołu Perfekt, "Pieśń o Małym Rycerzu" oraz hymn Polski. Podczas każdego z nich na skórze pojawiała się gęsia skórka. To było niesamowite. W pierwszym secie, każdy był pełen energii co dało się usłyszeć, ale nic nie trwa wiecznie... To samo tyczyło się gry naszych reprezentantów.

Początek rywalizacji był udany, ale już w drugim secie coś zaczęło się psuć. W trzeciej partii na boisku dominowali Amerykanie, a ta sytuacja przełożyła się na doping. Niektórzy stracili chęci by odśpiewać prostą melodię "Polska biało-czerwoni". Czy to tylko wina siatkarzy? Oczywiście, że nie. Polska mentalność jest niczym kalejdoskop, który zmienia się o 180 stopni, w ciągu kilku minut. Jeżeli coś nam się nie podoba, to nie aprobatujemy temu. To jest akurat oczywista oczywistość. Jedak warto zauważyć, że tak jak my lubimy oglądać dobrą grę, tak zawodnicy cieszą się gdy słyszą, że kibice są z nimi na dobre i na złe.


Według słownika języka polskiego "doping" jest to zachęcanie kogoś do walki przez okrzyki, śpiewy i tym podobne. Jest on najbardziej potrzebny, gdy coś idzie nie po naszej myśli, a od przegranej dzieli nas cienki włos. To właśnie w takich sytuacjach powinien być najgłośniejszy. Tymczasem polscy kibice podchodzą do tej kwestii w nieco inny sposób. Sytuacja na boisku jest rewelacyjna to i zabawa na trybunach jest równie dobra. Jeżeli jednak gra nie wygląda najlepiej, to jakość dopingu spada. Dało się to również zauważyć w hali, która do tej pory słynęła z najlepszej atmosfery na trybunach.
 

Polacy w meczu z Amerykanami wielokrotnie byli w opałach. O mały włos nie przegrali czwartego seta, który mógł zapewnić im kolejną porażką w rozgrywkach Ligi Światowej. Wtedy to, kiedy walka toczyła się na przewagi widzowie postanowili powoli opuszczać Spodek, bądź też schodzić na dół po autografy. Moim zdaniem taka sytuacja nie powinna mieć miejsca. Tak się nie zachowują prawdziwi fanatycy, lecz zwykli sezonowcy, którym zależy tylko na sweet fotce z siatkarzem bądź też szybkim wyjeździe z zapchanego parkingu... Właśnie ze względu na takie osoby, katowicka hala straciła na wartości. Jak również "najlepsi kibice na świecie" również ukruszyli swoją reputację.

Część z Państwa się z tymi słowami zgodzi, część będzie zaprzeczać. Ja jednak pozostanę przy stwierdzeniu: Idziesz na mecz, dopinguj na całego, bez względu na sytuację na boisku. "W górę serca, bo Polska wygra mecz!".

4 komentarze:

  1. Ujęłabym to inaczej. To nie Spodek traci na wartości, ale kibice za bardzo przyzwyczaili się do sterowanego dopingu. Brakuje spontaniczności, dopóki pan Magiera nie zarządzi wykonania jakiejś przyśpiewki czy okrzyku, a jego towarzysz jej nie zaakompaniuje, na trybunach jest cisza. I tak jest wszędzie. Bez wyraźnego sygnału kibice chyba nie odczuwają potrzeby samodzielnego podjęcia inicjatywy, nie chcą się wychylać?
    Co do dziewczynek biegnących po autografy i focie... tak zachowują się fanatycy, ale nie dyscypliny, ale poszczególnych zawodników, innymi słowy - hotki ;)
    Podsumowując - tyle osób narzeka na "piknik" jaki duet Kułaga/Magiera robią na halach, ale kiedy w owym "pikniku" jest chwila przerwy, to do kibicowania jakoś nikt się nie rwie. Chociaż, może gdyby nie oni, to atmosfera na meczach wyglądałaby zupełnie inaczej, lepiej? Kto wie...
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej! ;) Gratuluję pierwszego komentarza, to miło, że poświęciłaś chwilę czasu by coś napisać. Dzięki!

      Co do Spodka. Nie chodziło mi o samą halę, tylko właśnie tak jak zauważyłaś o kibiców. Słusznie stwierdziłaś, że brakuje spontaniczności, ale akurat chciałam bardziej zwrócić uwagę na fakt, że kiedy na boisku jest źle, to kibice "strajkują" i nie dopingują swojej drużyny... "I na dobre i złe, ja i tak kocham Cię..." - to w tym momencie traci sens ;/

      Wiem, że hotki to hotki i szkoda, że nie można się ich pozbyć :P

      Ja na duet Magiery i Kułagi nie narzekam :) Bez nich byłoby "Każdy sobie rzepkę skrobie" - tak jak na Narodowym podczas Euro... Jedna strona śpiewa "My chcemy gola", a druga "Polska biało-czerwoni"... a to nie ma sensu.

      Zapraszam do mnie częściej i pozdrawiam cieplutko ;)

      Usuń
    2. Nie ma sprawy ;) Mnie samą denerwuje widok "pustych wejść", na licznik się nabija, ale cóż z tego, jak nikt z tej "lawiny" nie komentuje, poza wąskim gronem wiernych czytelników.

      Tak chyba dzieje się powoli we wszystkich halach i jeśli poziom kibiców leci w dół, nawet magia Spodka nie pomoże.
      Na pewno pobudzają publiczność, to fakt. Ale denerwujące momentami są w kółko te same okrzyki, te same intonowane melodie. Do szału doprowadzał mnie podczas finałów LŚ w Gdańsku "I love rock & roll" grany po KAŻDYM secie i na większości przerw technicznych, tak ogłuszająco głośno, że słyszałam to w głowie jeszcze po wyjściu z hali. I "la la lalala" z tego roku. Wiem, że sporej części kibiców przeszkadza ich styl prowadzenia dopingu, że przedkłada się zabawę i atmosferę nad prawdziwą istotę wydarzenia, czyli wydarzenia na boisku i dopingowanie zawodników. Ale też nie można popadać w skrajności, nikt chyba nie chce dopingu jak ze stadionów piłkarskich.
      Bardzo fajnie to wyglądało w Sofii, całkiem spora przecież grupa kibiców umiała się zorganizować, parę osób z bębnami wyznaczało rytm i dopingowało się na kilkaset gardeł i dłoni, nie na trąbki. Nawet udało się częściowo zagłuszyć Bułgarów ;) Ale takie rozwiązania sprawdzają się chyba tylko w przypadku mniejszych grup, jak ligowe kluby kibica albo takie wyjazdy, przy kilku, a może i kilkunastu tysiącach raczej nie ma szans na powodzenie.

      Na hotki tak wszyscy narzekają, a nie zdziwiłabym się, gdyby po ich zniknięciu sami siatkarze jeszcze zatęsknili... w końcu ktoś musi ich wielbić, ego rośnie ;)

      Dodałam już do obserwowanych :) Zapraszam przy okazji do siebie!

      Usuń
  2. Ciekawy blog - zapraszam do jego bezpłatnej promocji na mojej platformie (rejestracja zajmuję chwilę)

    OdpowiedzUsuń