Martin Lewandowski, fot: anett |
W niedzielę odbyły się Derby
d'Italia, podczas których na trybunach San Siro zasiadła spora grupa
polskich kibiców. Byli oni świadkami nie tylko meczu, ale również
pozaboiskowych wrażeń, o których nie było mowy w transmisji meczowej.
Zapraszam więc do zapoznania się z kulisami wyjazdu.
Od niedzielnego poranka można było zaobserwować, iż spotkanie Interu z
Juventusem cieszy się dużą popularnością. Na lotnisku w Bergamo
przechadzały się osoby w barwach Nerazzurri. Wśród nich nie zabrakło
grup z Polski, którzy kolejnymi samolotami docierali na Aeroporto
internazionale di Orio al Serio. Jedną z nich była ekipa z Warszawy,
którą tworzyło pięć osób, w tym ja. Z tego miejsca pragę również
pozdrowić Mateusza, który z przyczyn zdrowotnych nie mógł jednak z nami
lecieć. Prócz nas, do Mediolanu dotarli również pozostali kibice, między
innymi z pozostałej części Mazowsza i Śląska.
Nasza "piątka" była w stolicy mody przed 10:00. Charakterystyczne
plecaki, czapki i bluzy przykuwały uwagę koników, którzy już w centrum
próbowali sprzedać nam bilety.
Największą atrakcją Mediolanu (tuż po naszym pięknym stadionie) jest
Duomo. To był również jeden z punktów naszego całodniowego tułania się
po mieście. Przed katedrą były setki turystów, w tym również wielu
kibiców Interu, których można było rozpoznać po czarno-niebieskich
elementach garderoby. Tifosi byli również obecni w Galerii Vittorio
Emanuele II. Dołączyliśmy się do jednej z rozśpiewanych grup, która w
centrum galerii śpiewała "Juve merda". Oczywiście nie byliśmy cały czas
tak wulgarni! Wspólnie zaśpiewaliśmy również kilka przyśpiewek o
Interze. My dodatkowo skandowaliśmy "Fanatici Dalla Polonia".