Fot: anett |
anett: Nie najlepiej rozpoczęliście zmagania w Pucharze Challenge. Gdzie możemy doszukiwać się przyczyny porażki z Fenerbahce Stambuł?
Michał Potera: Cóż... Szkoda, że w Challenge Cup już w pierwszym meczu trafiliśmy na drużynę, która jest bardzo silna, która bez problemu mogłaby walczyć w Lidze Mistrzów z tymi najlepszymi. Fenerbahce jest zespołem dwie klasy lepszym od nas. Decydującym elementem była zagrywka. Przeciwnik naszą zagrywkę przyjmował bardzo dobrze, a my ich serwisy przyjmowaliśmy słabo. Albo to oni tak mocno zagrywali, albo to my źle przyjmowaliśmy. Kolejna sprawa to fakt, że graliśmy słabo na kontrach. Nawet jak mieliśmy jakieś szanse, to i tak oddawaliśmy te piłki. Przeciwnicy się z nami bawili, grali bardzo luźno. My też mieliśmy się bawić i traktować to jako dobrą zabawę i dobrą szkołę. Nie wiem do końca, czy to była dobra szkoła... niestety za szybko przegraliśmy.
Poruszył pan temat przyjęcia, a jest pan libero. Czy ma pan coś sobie do zarzucenia?
Zawsze jest coś do zarzucenia. Dwie łatwiejsze zagrywki można było przyjąć spokojnie. Jednak te trudniejsze niejednokrotnie lepiej się odbijało niż te łatwiejsze. Miałem dogrywać do siatki, ale tak dwóch, trzech piłek nie dograłem... Cóż, jest teraz materiał na przyszłość i trzeba będzie lepiej grać.
Politechnika miała się bawić i uczyć podczas meczu z Fenerbahce. Po wyniku stwierdzam, że tej zabawy nie było, a nauka według pana była za krótka. Jednak zapytam, czy zaobserwował pan coś w ekipie gości, czego nie ma w Politechnice?
Przede wszystkim siły ataku, a także zagrywki. W tych elementach Fenerbahce jest dużo, dużo przed nami. Poza tym oni mają bardzo mocne skrzydła. Marshall, Milijković i Fonteles to są trzy czołgi, które nas rozstrzelały. Nikt tam ręki nie wstrzymywał. Nawet poczułem na sobie. Jeszcze twarz moja czuje atak Milijkovicia. No ale zdarza się. Wstrząśnienia mózgu chyba nie ma, także jest okej (śmiech).
Teraz będziecie mieć trochę czasu do rewanżu. Wtorkowy wyniki nie powala, ale wszyscy liczą chociażby na poprawę elementów, z którymi mieliście problemy.
Będziemy musieli poprawić wiele elementów naszej gry, bo na razie wygląda ona bardzo kiepsko. Przede wszystkim zagrywka i przyjęcie, bo od tego się wszystko zaczyna. Jeżeli nie będziemy mocno zagrywać, to każdy mecz w lidze będzie wyglądać tak jak wtorkowy. Oczywiście nie wszystkie drużyny są na takim poziomie jak Fenerbahce, ale bez dobrego serwisu w PlusLidze także nie da się grać. Przyjęcie również jest do poprawy, bo zbyt dużo zagrywek, które powinniśmy bezpiecznie przyjmować gdzieś nam ucieka. W ostateczności ciężko jest nawiązać walkę z takim przeciwnikiem jak Fenerbahce.
W miniony weekend przegraliście również z AZS-em Olsztyn. Mieliście w głowach tą porażkę i mogło to się przyczynić do swego rodzaju blokady podczas spotkania z turecką drużyną?
Nie będę kłamał, że to nie miało żadnego wpływu. Trzy dni temu przegraliśmy mecz, w jednym secie nawet do dwunastu. Nie będę ukrywać, że gdzieś tam to w głowach siedzi. Myślę jednak, że wyszliśmy na spotkanie z Fenerbahce z czystym kontem, ale znowu się nie udało i znowu przegraliśmy.
Po zakończeniu sezonu rozmawiałam z Marcinem Nowakiem, który stwierdził, że Challenge Cup jest nie potrzebne Politechnice ze względu na sytuację finansową klubu. Mógłby się pan do tego ustosunkować?
Wiadomo, że z finansami w Politechnice nie jest różowo. Challenge Cup to są właśnie dalekie wyjazdy. Mamy szczęście w nieszczęściu, że już w pierwszej rundzie trafiliśmy na Fenerbahce, które nie oszukujmy się, będzie bardzo ciężko pokonać, jeżeli zbili nas tak gładko na własnej hali. Oczywiście nie zakładam, że ta przygoda się skończy, ale nie można też nie dopuszczać do siebie takiej myśli. Z tego co wiem, dwa lata temu drużyna jeździła gdzieś na Białoruś, Ukrainę, a te wyjazdy dla budżetu klubu to cios. Jeżeli klub ma problemy finansowe, to może lepiej skupić się na lidze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz